środa, 19 marca 2014

A moje zaskoczenie nie miało granic ... trochę historii

Pewnego pięknego dnia, zupełnie i całkowicie niespodziewanie, moje życie stanęło na głowie i  ... tak już zostało.


Na początku było zupełne zaskoczenie i zdziwienie, które powoli ustępowało miejsca przerażeniu a potem nastąpił lekki atak paniki. Przecież już NIC nie będzie takie samo!!!! Moje cudowne, poukładane życie osoby całkowicie wolnej i niezależnej przejdzie do historii wraz z podróżami, sportami, kolejnymi wyzwaniami itp.
A wszystko za sprawą jednego małego testu, który o 4:00 nad ranem uparcie pokazywał dwie czerwone kreski i wcale nie chciał się inaczej zachować. 

PRZECIEŻ TO NIEMOŻLIWE !!!

Przynajmniej tak twierdzili dotychczas lekarze i moje 39-letnie doświadczenie życiowe …



Żeby lepiej zrozumieć ogrom mojego zaskoczenia należy się trochę retrospekcji:

Ø  gdzieś pod koniec szkoły podstawowej zaczęłam mieć problemy „kobiece” a dokładnie zaburzenia miesiączkowania, co skończyło się częstymi wizytami u lekarza i zastrzykami wywołującymi  krwawienia. Lekarze diagnozowali jakąś torbiel, cystę albo coś podobnego co się nadaje do wycięcia ale ze względu na młody wiek zabieg został odsunięty w czasie na rzecz innych medykamentów.
Ø  Na początku liceum trafiłam do szpitala z ostrym bólem podbrzusza – leczono mnie na nerki, ale mam ciężkie podejrzenie, ze to były jednak sprawy kobiece,
Ø  Kolejne kilka lat to wizyty u lekarzy, wywoływanie miesiączek, leki, zabiegi itp. Wraz z kolejnymi diagnozami i domniemaniami. Teraz winien był sport i moja niska waga (około 45 kg).
Ø  Po uzyskaniu pełnoletniości stwierdziłam, że brak okresu (całkowity) to nawet fajna sprawa – znikało całkiem sporo ograniczeń, więc dlaczego mam się męczyć żeby się potem bardziej męczyć. Lekarze, badania, leki poszły w odstawkę i życie zaczęło być piękne :)
Ø  Kolejna wizyta u ginekologa nastąpiła po … hmmmmmmmm, ciężko określić ale prawie 8-śmiu latach przerwy … tuż przed pierwszym ślubem (który brałam jako 28-letnia kobietka ).
Ø  Wtedy to lekarz zdiagnozował zespół policystycznych jajników –  spowodowane przez „Nadmierne wytwarzanie męskich hormonów płciowych”. Nie powiem, te męskie hormony całkiem fajnie potrafią pomóc w życiu – a większość psychotestów kończyła się stwierdzeniem – ja przecież facet jestem, tak myślę, działam i się zachowuję.  
I to tyle, od tamtej pory żyłam w błogim przeświadczeniu, że naturalną drogą raczej w ciąże nie uda mi się zajść. Przeświadczenie to było wzmacniane empirycznie – z pierwszym mężem staraliśmy się o dziecko, miałam nawet krótki romans z kliniką leczenia niepłodności ale skończyło się szybciej niż zaczęło. Przy moim charakterku i temperamencie kolejne faszerowanie hormonami skończyłoby się tym, że otoczenie całkowicie przestałoby tolerować moją obecność.
Do tego mój instynkt macierzyński pełzał gdzieś w okolicy zera i kompletnie nie dawał znaków życia, więc reasumując wszelkie próby leczenia i zajścia w ciążę były kompletnie poza kręgiem moich zainteresowań.

Teraz może mój stan ducha po ujrzeniu dwóch kresek na teście ciążowym jest łatwiej zrozumieć. 
 

Poród … nie całkiem nieoczekiwany ;)

Sobota rano, pierwszy dzień urlopu Mojego Mężczyzny. Budzimy się z nastawieniem, że mamy jeszcze co najmniej tydzień dla siebie przed rozwiązaniem i zaczynamy się zastanawiać jak go wykorzystamy. Ostatnie przygotowania, trochę przyjemności, ostatnie spokojne chwile razem … ale, ale … pewne sygnały dobiegające z mojego podbrzusza zaczynają być niepokojące.
Od jakiegoś dobrego tygodnia czułam już skurcze przepowiadające, nic niepokojącego, takie delikatne zwiastuny zbliżającego się rozwiązania. Ale dzisiejszego ranka były jakby silniejsze i częstotliwość występowania znacząco wzrosła, ba można powiedzieć że stały się regularne … do tego charakterystyczny, prawie menstruacyjny lekki  ból podbrzusza. Nic, pozostaje czekać i obserwować. 

Śniadanko, pranko, odkurzanko, sprzątanko …  dogranie z siostrą sesji zdjęciowej na niedzielę – ostatnie zdjęcia z brzuszkiem chcieliśmy sobie razem zrobić …

14:00 - brzuszek ciągle daje o sobie znać i coraz regularniej się napina, jeszcze nie jest to bolesne, ale już trudne do zignorowania. Zmiana planów, nie jedziemy nad morze – zostajemy na wszelki wypadek w domu. Sprawdzamy czy walizki zawierają wszystko, co zawierać powinny. Pakujemy ostatnie rzeczy.

15:00 -  Skurcze są coraz bardziej odczuwalne, niektóre nawet prawie bolesne. Wskakuję pod prysznic, żeby zobaczyć czy ustaną czy nie … nie ustają. Odchodzi czop śluzowy. Symptomy są coraz bardziej jednoznaczne. 

16:00 – decydujemy o wyjeździe do szpitala. Wejherowo to jakaś godzinka spokojnej jazdy z Gdyni, podczas której mierzymy skurcze – są co 5 minut i trwają jakieś 40 sekund. Lekki ból, ale nic bardzo uciążliwego – tak, żeby potrenować oddychanie. 

17:00 – docieramy do szpitala. Skurcze trwają. Rejestracja, badanie ginekologiczne i decyzja o przyjęciu. Wprawdzie rozwarcie dopiero na 1 palec, ale to już pewne – niedługo urodzę. Lekarz prognozuje niedzielę rano, ale na wszelki wypadek nie odsyła Nas do domu, przyjmuje na oddział, żeby podłączyć do KTG i poobserwować. I tu kilka słów podziękowania dla lekarza, który był przesympatyczny i zdecydował się Nas przyjąć pomimo braku rozwiniętej akcji porodowej. Jak słuszna to była decyzja, miało się wkrótce okazać …
Podczas badania trochę sobie żartowaliśmy, że poród planowałam dopiero na kolejny tydzień, jeszcze nie wszystko gotowe, w poniedziałek odbieram zamówiony żel położniczy do porodu i oczywiście chcę rodzić drogami oraz siłami natury i innej opcji nie rozważam. Na koniec usłyszałam słowa rzadko słyszane z ust lekarzy: „Bardzo pozytywne nastawienie – nie powinno być problemów z porodem” ;)

18:40 – po wypisaniu tony papierów, nie wiem jak to robią kobiety przy zaawansowanej akcji porodowej, trafiam na oddział. Dostaję łóżko i zostaję podłączona do KTG.

19:00 – odchodzą wody płodowe. Na szczęście leżę na łóżku, a raczej już w nim pływam …

19:30 – KTG odłączone, zapis zadowalający, badanie wykazuje brak postępów w rozwarciu. Mam się ruszać żeby przyśpieszyć akcję. Niestety w ruchu skurcze zaczęły być bardzo bolesne. Trafiły się 3-4 takie, że wisząc na MM krzyczałam z bólu.
Później analizowaliśmy sytuację i to dlaczego tak bolało (nawet podczas porodu nie odczuwałam takiego bólu). Doszliśmy do wniosku, że wszystko zaczyna się i kończy w Naszym umyśle i zależy od nastawienia. Na oddziale byłam w Sali z dwoma innymi paniami + mąż jednej z nich. Wszyscy sobie wesoło rozmawiali i żartowali. Ja zaś miałam początek akcji porodowej. Nie czułam się komfortowo, nie chciałam tam być, nie chciałam przeszkadzać innym i próbowałam powstrzymać skurcze – co oczywiście potęgowało tylko ból. 

20:00 –decyzją lekarza (jestem mu coraz bardziej wdzięczna) pomimo braku dostatecznego postępu w rozwarciu (tylko 2-3 palce) zostaję przewieziona na salę porodową. Moje nastawienie ulega całkowitej zmianie – a co za tym idzie ból również. Na Sali jesteśmy sami (nie licząc personelu, który przez pierwszą godzinę wypełniał kolejne papiery). Zostaję podłączona znowu do KTG, leżę spokojnie i mogę się koncentrować na oddychaniu, rozluźnianiu mięśni podczas skurczu i odpoczynku pomiędzy skurczami. MM odpowiada na kolejne pytania do kolejnych papierów i trzyma mnie za rękę – pomaga bardzo.
Przyjęcie Nas przez położne na Sali porodowej było co najmniej dalekie od życzliwości. Zarówno Nas jak i decyzję lekarza nazywały niezbyt pochlebnie. Nie uśmiechało im się siedzieć do rana z pierworódką, która „manifestuje”, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę. A rozwarcia brak, postępu w akcji porodowej brak i co one mają z taką zrobić …
Pierwsze przełamanie lodów – gdy się dowiedziały ile mam lat … a myślały, że mają do czynienia z młódką ;)
Na Sali pojawił się Mój Pan Doktor, zbadał i dodawał otuchy, że po odejściu wód powinno pójść szybciej. Rozwarcie na 3 palce, ale będzie wkrótce lepiej …
Położna poprosiła o zgodę na podanie oksytocyny, żeby przyśpieszyć akcję – przecież nie będzie ze mną siedziała do rana …
Leżę pod KTG, mam skurcze i koncentruję się na tym, żeby podczas każdego z nich rozwarcie postępowało. Zaczynam wizualizować skracającą się i rozszerzającą macicę – też nie chcę leżeć do rana. Postanawiam, że ja im jeszcze pokażę …

21:00 – dostaję jakiś zastrzyk w pośladek i zostaję wysłana pod prysznic z piłką. Mam poskakać, pokręcić się, użyć ciepłej wody – wszystko, żeby pójść na przód. Siedzę pod prysznicem na piłce i obserwuję skurcze – o dziwo stały się prawie bezbolesne … Nadal wizualizuję pełne rozwarcie … Chce mi się pić, MM podaje mi wodę pod prysznic – samej nie chciało by mi się wychodzić – zrobiło się prawie przyjemnie ;)

21:50 – wychodzę spod prysznica, wracam na łóżko. Położna bada rozwarcie … nagle jej nastawienie uległo zupełnej przemianie. Z bardzo szorstkiej, prawie nieprzyjemnej osoby, która traktowała Nas jak intruzów w jej rewirze, robi się konkretna, stanowcza ale bardzo miła i pomocna. Wykonuje masaż szyjki macicy albo coś podobnego podczas każdego skurczu. Nie jest to wcale takie nieprzyjemne a faktycznie pomaga. A może, już teraz  Moja Położna, potrafiła zrobić to naprawdę fachowo …

22:00 – cały czas czekam na te magiczne 7 cm rozwarcia i wielki ból – zamiast tego słyszę hasło „zaczynamy poród, pełne rozwarcie” !!! Ale jak, a gdzie ten brak postępu akcji porodowej, gdzie te bolesne skurcze … przed chwilą było 3 cm rozwarcia, teraz jest już 10 cm i rodzimy ?! SZOK!!!
MM przygotowuje ciuszki dla dziecka, na Sali pojawia się kilka osób ze zdziwieniem pytając czy to prawda i faktycznie zaczynam rodzić, to wygląda bardzo realnie … Moja Położna z dumą melduje, że tak, zaraz dziecko będzie na świecie …
Zaczynamy skurcze parte. Proszę o ochronę krocza – nie chcę mieć nacinanego. Moja Położna z chęcią przystaje i obiecuje ochronę. Pełna współpraca. Ja mówię, kiedy zaczyna się kolejny skurcz, Moja Położna chroni krocze i mówi kiedy przeć, MM trzyma mnie za rękę i dodaje otuchy (wytrzymując ściskanie ręki podczas każdego parcia) - wszyscy jesteśmy mokrzy z wysiłku. Pani doktor (neonatolog jak myślę) obserwuje dziecko i monitoruje jego funkcje – maluch radzi sobie świetnie :) 3-4 skurcze i słyszę krzyk dziecka !!!

22:20 – II faza porodu zakończona:) Dziecko przyszło na świat, wszyscy na Sali szczęśliwi i ciągle pod wrażeniem jakości i szybkości porodu … MM ma teraz ważne zadanie, przecina pępowinę. Moja Położna w tym czasie nad nim czuwa, chroniąc głowę przed lampą itp. Trudno uwierzyć, ze to ta sama osoba, która nas przyjmowała na Sali porodowej … jest CUDOWNA.

Dostaję dziecko do przytulenia - uczucie nie do opisania !!! Jest mój chłopczyk, moje szczęście ... czuję prawie fizyczny ból gdy zabierają go do ważenia i mierzenia, chcę go cały czas mieć w ramionach...
Jeszcze tylko jedna czysta formalność – urodzenie łożyska. Jedno krótkie parcie i pozbywam się z siebie jakiejś bezładnej masy mięsa, która nie wiedzieć czemu zachwyca lekarzy … podobno jest zaskakująco małe i grube … ale całe i nieuszkodzone.

Atmosfera na Sali niesamowita, pełna euforia i radość wszystkich. Poród, który miał się ciągnąć godzinami przebiegł szybko i sprawnie. Dziękuję Mojej Położnej – to w dużej mierze jej zasługa, swoją szorstkością i stanowczością potrafiła mnie zmusić do pełnej koncentracji i współpracy, która wspaniale zaowocowała.

Jeszcze tylko ostatnia faza, czyli 2 h obserwacji po porodzie i w trójkę udajemy się do Naszego pokoju. Położna zarezerwowała Nam pokój rodzinny, co oznacza, że MM może zostać z nami przez cały czas pobytu w szpitalu :)

Podsumowanie:
Poród pojedynczy w 38 tygodniu ciąży.
Czas trwania I okresu -> 5h 10 min – czyli liczone od momentu przyjęcia do szpitala – 17:00
Czas trwania II okresu -> 10 minut – malcowi szybko poszło wydostanie się na świat :)
Poród siłami natury, bez znieczulenia, pomocy i zastosowania leków – położna podała mi roztwór soli fizjologicznej albo tylko ukuła, żeby zmotywować do współpracy :)
Ocena noworodka w skali Apgar – 10 punktów
Masa ciała noworodka : 2870 g
Długość ciała noworodka : 54 cm

Czy można oszukać ciążę ciuchami z sieciówki ? cz.2

Zgodnie z obietnicą dziś kontynuacja poprzedniego posta, czyli ciążowe zakupy w zwykłych sieciówkach. Dziś przewertowałam dla Was zasoby Reserved, znanej polskiej marki, która zawsze nadąża za trendami, może czasem nie nadąża z jakością ale za to ceny są całkiem przystępne, do tego we wszystkie ich ciuchy można zaopatrzyć się nie wychodząc z domu, ponieważ mają również swój sklep internetowy.
Szczególnie polecam bluzy i sukienki sportowe tej marki, są wygodne i jest w czym wybierać.
Niektóre stylizacje uzupełniłam o profesjonalne ciążowe ciuszki ze sklepu C&A, które również można kupić przez internet, a ceny są całkiem spoko, warto polować u nich na dzień darmowej dostawy.
Jeżeli chcecie sobie coś kupić na wiosnę i wydać nie więcej niż dwie stówy to wiele poniższych zestawów mieści się w tym budżecie (bez butów i dodatków), a nawet jest ciut taniej, także zostaje jeszcze na duże lody i latte :)
Piszcie jak Wam się podobają poniższe propozycje ! Czekam na komentarze, c.d.n....




Dziecko zmienne jest

Myślałam, że potrzeba umiejętności dostosowywania się do szybkozmiennych warunków otoczenia zachodzi tylko w skomplikowanych projektach i podczas macierzyńskiego sobie odpocznę. Nic bardziej błędnego. Przy niemowlaku to największy projekt jest prosty i stabilny a raz przyjęta strategia wymaga tylko lekkiej modyfikacji. Za to niemowlę … o to już całkiem inna historia …
Jak tylko zdążyłam się przyzwyczaić do jakiegoś rytmu, to nagle i nieoczekiwanie następował kolejny skok rozwojowy Młodego i ciężko wypracowany porządek dnia szlag trafiał. 

Od początku trzeciego trymestru ciąży  oswajałam się z myślą i przyjęłam do wiadomości, że pierwsze trzy miesiące życia Młodego są całkowicie i wyłącznie tylko jemu podporządkowane. Noszenie, karmienie, tulenie, przewijanie, bujanie, usypianie itp. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Dziecię było spokojniejsze niż się spodziewałam i nawet na różnego rodzaju swoje zajęcia czas znajdowałam. Kolek brak, noce prawie przespane, w dzień długie drzemki, uśpił moją czujność skubany …

Jak już tylko poczułam się pewnie i zaczęłam robić jakieś założenia, plany, stawiać sobie jakieś wyzwania, to nagle, zupełnie bez zapowiedzi i całkowicie nieoczekiwanie wszystko się zmieniło. Dziecię podrosło, zaczęło być interaktywne i … bardziej wymagające. 

Do tej pory sadzałam Młodego w bujaku i miałam godzinę spokoju, ba potrafił nawet sobie spokojnie w nim zasnąć jak się znudził zabawą. Gdy dziecko stwierdzało, że nuda to przenosiłam go z bujaka na matę edukacyjna na której spędzał kolejną godzinę walcząc z zabawkami, potem trafiał do łóżeczka gdzie uczył się samodzielnie uruchamiać karuzelkę i pracowicie skopywał przewijak poza łóżeczko. Dzięki pomocom wychowawczym mogłam naprawdę sporo zrobić w domu. Ale było zbyt pięknie żeby mogło trwać wiecznie. 

Kolejny skok rozwojowy i kolejna zmiana. Nagle bujak fe, mata fe, o łóżeczku już nawet nie wspomnę. Mogę zapomnieć o godzinie spokoju a tym bardziej o samodzielnym usypianiu po zabawie. Nosić, tulić, zabawiać, świat pokazywać. To teraz życzenia Młodego. 

Obecnie wygląda to następująco; zaczynam coś robić i po jakiś pięciu minutach przerywa mi krzyk Młodego, który właśnie się już znudził bujakiem, matą i innymi zabawkami i chce świat z poziomu człeka dorosłego pooglądać. 

Mam uczucie ciągłej walki i szarpaniny. W dodatku, jak robię coś w domu to mam wrażenie jakbym kradła czas , który powinnam poświęcić dziecku. Mina Młodego tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Zdaje się mówić z wyrzutem:
„ … ale dlaczego się mną nie zajmujesz …” 

Nawet na pisanie szkoda mi czasu, bo ten powinnam przecież poświęcić na zabawę i rozwijanie dziecka ;)

Wiem, że takich zmian, skoków rozwojowych, nowych wymagań itp. czeka mnie jeszcze całkiem sporo. Uświadamiam sobie, że powiedzenie „plany są po to, żeby je zmieniać” teraz jest prawdziwe jak nigdy dotąd. Jedyne co planuję, to kolejny dzień spędzony z Młodym, wspólne spacery, zabawy … reszta jeśli się da to dobrze, jak nie – trudno… To Młody wyznacza rytm dnia.
I tak będzie jeszcze przez xxx lat ;)

PORÓD


Z porodu może coś więcej kobieta w ciąży by zapamiętała gdyby nie jedno idiotyczne uczucie. A mianowicie ubzdurało się kobiecie w ciąży, że stopy jej położyli jakoś niewygodnie. Niby znieczulenie i dolna część ciała ciut nieistniejąca a te stopy kurna niewygodnie leżą. Więc czuwać musiała kobieta żeby się wydrzeć jak opętana w stosownym momencie, bo skoro stopy czuła to co dopiero resztę???? I tak mąż nad uchem dzielnie wspiera kobietę, tlen jej rurka dmucha w oczy, zza kotarki słychać tłum lekarzy, obok głowy pika maszyneria ( na której kobieta w ciąży co i rusz sprawdza swoje parametry życiowe ) i się rozlega nagle Dzwięk. Kwilenie. Taki zupełnie nie z tej ziemi głosik. Nie jak dziecko. Jak noworodeczek w tej sekundzie urodzony. Głosik, którego więcej z siebie młoda już nie wydobędzie, a który kobieta i mąż na zawsze zapamiętają. I słowa męża : JEST.

Mignęła kobiecie w ciąży taka mała, nieokreślona istota, wciąż powtarzająca ten sam jedyny dzwięk, zaraz za nią popędził mąż i została sama ( plus obsada serialu Samo Szycie oczywiście ). Już nie kobieta w ciąży a matka dziecka od tego momentu. Za chwilę obok pojawił się mąż i przytulił matce dziecka do policzka coś ciepłego i lepkiego. Dziecko. Moje. Julię. Młodą gniewną. Tyci tycia była. Rozkosz sama w sobie. Przytuliła matką dziecka buzię bardziej do małego człowieka i wreszcie po 9 miesiącach wypuściła z płuc powietrze z głośnym "uf". Teraz już jesteśmy wreszcie razem .

A potem sobie poszli. Zabrali noworodeczka, małż poleciał oczywiście za dzieckiem matkę zostawiając samą sobie. Zaszyli, załatali, poklepali, pogratulowali i odstawili w kąt. Matka dziecka pod wpływem emocji bardzo rozbawiona się nagle poczuła, odstresowana, radosna, ciut na haju jakby. Nożką by se zamachała radośnie ale nie mogła, znieczulenie działało jednak. Się pojawił mąż, w kitlu zielonym doktorskim, czepku w garści i maseczce zsuniętej z twarzy. No przybycie dziecka matką mocno tąpnęło, ale widok mężyka własnego w takim przyodziewku też niczego sobie. I tak z łóżka szpitalnego, wymęczona położnica zaćwierkała radośnie na pół bloku operacyjnego : "wow.. jak goerge clooney wygladasz!!! do domu koniecznie weź to wdzianko". W jakim celu matka dziecka chciała zachować ten kitel przemilczmy w każdym razie anestezjolog skarcił wzrokiem matkę dziecka za te namowy do rabunku mienia szpitalnego.

I tyle w temacie porodu. Potem była noc pierwsza, bez młodej. Prochy zamroczyły matkę dziecka i całkiem się nawet cieszyła, że jeszcze dziś nie musi się zmagać z tą wielką, małą odpowiedzialnością. Potem była noc druga. Z młodą. Bezsenna. Całą noc matka dziecka czuwała i wpatrywała się we wcale nieśpiącą dziecinę. Nocy trzeciej usnęła już nawet matka dziecka bo prochy coraz słabsze serwowali, młoda też się wykazała i drzemała czasami. A jeszcze potem matka zabrała dziecko pod pachę, rzuciła lekkie ahoj Paniom z sali i wyruszyła z małżoneczkiem do domu. Ku największej przygodzie ich życia.

c.d.n.

na następnym blogu ...

Czy można oszukać ciążę ciuchami z sieciówki ??

Tak jak zapowiadałam w poprzednim poście, dzisiejszym wpisem chciałabym zapoczątkować serię ze stylizacjami na okres ciąży, pochodzącymi z naszych sieciówek.

Nie każda przyszła mama chce inwestować w ciążowe ciuchy z markowych sklepów, bo po pierwsze są droższe niż zwykła odzież, po drugie mają krótki termin przydatności. Sama ze swojego doświadczenia wiem, że po ciąży nie bardzo chce się nadal nosić spodni z panelem czy tunik odcinanych pod biustem. Swoje obie ciąże przechodziłam w garderobie mieszanej, czyli spodnie ze sklepu ciążowego,  reszta ze zwykłych sieciówek, kupiona o jeden lub dwa rozmiary większe. 


Wybierając garderobę z sieciówek należy zwrócić uwagę na krój i materiał. Szczególnie polecam bawełnę z dodatkiem elastanu lub wiskozę. Jeżeli chodzi o krój to najlepiej sprawdzą się proste tuniki, sukienki  z szerokimi ściągaczami lub o linii A.


W moim przypadku egzamin zdały luźne bawełniane lub wiskozowe sukienki i tuniki, kupowałam je w rozmiarze nawet XL i w sumie jedną noszę do tej pory jako ciuch oversize, więc nie był to zakup jednorazowy.
Zaletą takich zakupów jest to , że są to zwyczajne ciuchy z aktualnych kolekcji, jeśli trafi się na wyprzedaże kosztują niewiele i można kupić kilka rzeczy .
Wybór jest całkiem spory ,można je wykorzystać również po ciąży   i po okresie karmienia, dopóki się nie znudzą.
Dzisiaj pod lupę wzięłam rzeczy z Top Secret, jest to polska firma,

Zaletą zakupów w tej sieciówce jest to, że zazwyczaj można trafić na jakieś promocje lub wyprzedaże
nawet na nowe kolekcje.
W jej ciuchy można zaopatrzyć się również przez Internet. Adres sklepu www.topsecret.pl
Oto moje typy na ciążę:







W następnych postach dalej będę tropić ciuchy nadające się na ciążę ze zwykłych sieciówek.
Zapraszam.