środa, 19 marca 2014

PORÓD


Z porodu może coś więcej kobieta w ciąży by zapamiętała gdyby nie jedno idiotyczne uczucie. A mianowicie ubzdurało się kobiecie w ciąży, że stopy jej położyli jakoś niewygodnie. Niby znieczulenie i dolna część ciała ciut nieistniejąca a te stopy kurna niewygodnie leżą. Więc czuwać musiała kobieta żeby się wydrzeć jak opętana w stosownym momencie, bo skoro stopy czuła to co dopiero resztę???? I tak mąż nad uchem dzielnie wspiera kobietę, tlen jej rurka dmucha w oczy, zza kotarki słychać tłum lekarzy, obok głowy pika maszyneria ( na której kobieta w ciąży co i rusz sprawdza swoje parametry życiowe ) i się rozlega nagle Dzwięk. Kwilenie. Taki zupełnie nie z tej ziemi głosik. Nie jak dziecko. Jak noworodeczek w tej sekundzie urodzony. Głosik, którego więcej z siebie młoda już nie wydobędzie, a który kobieta i mąż na zawsze zapamiętają. I słowa męża : JEST.

Mignęła kobiecie w ciąży taka mała, nieokreślona istota, wciąż powtarzająca ten sam jedyny dzwięk, zaraz za nią popędził mąż i została sama ( plus obsada serialu Samo Szycie oczywiście ). Już nie kobieta w ciąży a matka dziecka od tego momentu. Za chwilę obok pojawił się mąż i przytulił matce dziecka do policzka coś ciepłego i lepkiego. Dziecko. Moje. Julię. Młodą gniewną. Tyci tycia była. Rozkosz sama w sobie. Przytuliła matką dziecka buzię bardziej do małego człowieka i wreszcie po 9 miesiącach wypuściła z płuc powietrze z głośnym "uf". Teraz już jesteśmy wreszcie razem .

A potem sobie poszli. Zabrali noworodeczka, małż poleciał oczywiście za dzieckiem matkę zostawiając samą sobie. Zaszyli, załatali, poklepali, pogratulowali i odstawili w kąt. Matka dziecka pod wpływem emocji bardzo rozbawiona się nagle poczuła, odstresowana, radosna, ciut na haju jakby. Nożką by se zamachała radośnie ale nie mogła, znieczulenie działało jednak. Się pojawił mąż, w kitlu zielonym doktorskim, czepku w garści i maseczce zsuniętej z twarzy. No przybycie dziecka matką mocno tąpnęło, ale widok mężyka własnego w takim przyodziewku też niczego sobie. I tak z łóżka szpitalnego, wymęczona położnica zaćwierkała radośnie na pół bloku operacyjnego : "wow.. jak goerge clooney wygladasz!!! do domu koniecznie weź to wdzianko". W jakim celu matka dziecka chciała zachować ten kitel przemilczmy w każdym razie anestezjolog skarcił wzrokiem matkę dziecka za te namowy do rabunku mienia szpitalnego.

I tyle w temacie porodu. Potem była noc pierwsza, bez młodej. Prochy zamroczyły matkę dziecka i całkiem się nawet cieszyła, że jeszcze dziś nie musi się zmagać z tą wielką, małą odpowiedzialnością. Potem była noc druga. Z młodą. Bezsenna. Całą noc matka dziecka czuwała i wpatrywała się we wcale nieśpiącą dziecinę. Nocy trzeciej usnęła już nawet matka dziecka bo prochy coraz słabsze serwowali, młoda też się wykazała i drzemała czasami. A jeszcze potem matka zabrała dziecko pod pachę, rzuciła lekkie ahoj Paniom z sali i wyruszyła z małżoneczkiem do domu. Ku największej przygodzie ich życia.

c.d.n.

na następnym blogu ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz