Rywalizacja w związku to najgorszy z możliwych pomysłów.
Nic tak toksycznie nie działa na partnerów jak rywalizowanie między sobą. Nie jestem w stanie zrozumieć par, które pracują w tej samej branży, czy studiują na jednym kierunku. Przekonałam się o tym, kiedy musiałam rywalizować z własnym chłopakiem. On jest informatykiem i grafikiem komputerowym, ja studiuję dziennikarstwo i jestem menadżerką zespołu mojego przyjaciela. Miałam przygotować plakat reklamujący koncert w Poznaniu. Nie jestem dobra w tworzeniu grafiki, dobrze idzie mi jedynie retuszowanie zdjęć w Photoshopie, ale postanowiłam spróbować swoich sił i przekonać się, na ile mnie stać. Przygotowałam jeden projekt, z którego na końcu naprawdę byłam dumna. Wysłałam ukochanemu, żeby pochwalić się swoimi umiejętnościami, po czym musiałam przyjąć na klatę bardzo krzywdzące słowa krytyki, a ukochany przesłał mi swoja pracę, o wiele lepiej wykonaną, zwyczajnie profesjonalną. Nie jestem w stanie opisać, jak się czułam i jak wciąż się czuję, bo sprawa jest świeża. Beznadziejna sytuacja, bo byłam pełna zapału i chęci do pracy, cieszyłam się z każdego etapu pracy, byłam dumna z tego, co stworzyłam, bo męczyłam się trzy godziny. I usłyszałam, że czcionka, której użyłam jest tandetna, a mój plakat nie przyciąga uwagi. Boże, jak mi było przykro. Wciąż chce mi się płakać i nie chce mi się z nim rozmawiać. Oczywiście tysiąc razy już mnie przeprosił za swoje słowa, ale tu już nawet nie chodzi o to, jak mnie ocenił, ale o to, że się po prostu skompromitowałam. Jaka ja byłam głupia! Myślałam, że mogę wszystko, byłam zadowolona ze swojej pracy. Ale zapomniałam, że zawsze jest ktoś, kto zrobi to tysiąc razy lepiej. I znowu wracam do tezy postawionej na początku – co to za związek, w którym jeden z partnerów czuje się gorszy od drugiego? Czy to nie powinno być tak, że zakochani dają sobie nawzajem energię i motywację do działania? Ja wiem, że może trochę przesadzam i biorę to zbyt osobiście, ale cierpię na okropny kompleks wyższości i przerost ambicji. Nie chcę korzystać z czyjejś pomocy i wykorzystywać cudzych umiejętności, dlatego chciałam sama zająć się tym plakatem. No ale oczy mi się otworzyły i dotarło do mnie, że jestem beznadziejnym grafikiem komputerowym i że nie powinnam w ogóle się zabierać za coś, czego nie umiem. Udowodniłeś mi, że jesteś ode mnie lepszy. Jesteś z siebie zadowolony? Najgorsze jest to, że przecież go kocham i potrzebuję jego wsparcia i gdyby chodziło o kogoś innego, z kim rywalizuję, to właśnie on by mnie pocieszał, ale teraz, kiedy jestem zła na siebie i na niego i jest mi cholernie przykro, nie mam w ogóle ochoty z nim rozmawiać i to naprawdę boli. Nie mam pojęcia, jak z takich sytuacji wychodzą takie pary, jak Tomasz i Hanna Lis, Angelina i Brad, Gwen Stefani i ten jej mąż, czy Róża i Dawid, koledzy z roku mojej siostry, którzy razem studiują na wydziale biologii. Naprawdę nie wiem, jak sobie radzą w sytuacjach, kiedy któreś z nich wypada gorzej od drugiego na tle zawodowym. Może to kwestia ambicji i dystansu do siebie, ale ja czuję się beznadziejnie i cieszę się, że mój chłopak nie studiuje razem ze mną. Swoją drogą to naprawdę śmieszne zjawisko. Dlaczego czuję do niego taki żal, skoro wiedziałam, że jest dobrym grafikiem i że wykonanie takiego plakatu to dla niego żaden problem? Skąd ten żal? Bo nagle wtargnął na moje terytorium? Bo jest to obszar, w którym będę musiała prędzej czy później pracować? Bo się skompromitowałam. Pozwoliłam porównać żałosną, prymitywną pseudo pracę żółtodzioba z pracą profesjonalisty. I jak wypadłam na jego tle? Jak idiotka. Inaczej nie mogę się nazwać. Straciłam teraz cały zapał do pracy, straciłam motywację, straciłam całą pewność siebie, pewność w to, że robię dobrze, pewność, że jestem dobra. Straciłam to wszystko. Znowu jestem nieśmiałą dziewczynką, znowu muszę liczyć tylko na pomoc innych, znowu chcę mi się płakać, okazało się, że nie umiem nic. Chciałam mieć wszystko, chciałam zrobić wszystko, ale okazało się, że jestem do niczego. Przegrałam z własnymi ambicjami i cierpi na tym mój związek. I na kogo mam teraz liczyć? Bo chyba nie na ukochanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz