Na początku było zupełne zaskoczenie i zdziwienie, które powoli ustępowało miejsca przerażeniu a potem nastąpił lekki atak paniki. Przecież już NIC nie będzie takie samo!!!! Moje cudowne, poukładane życie osoby całkowicie wolnej i niezależnej przejdzie do historii wraz z podróżami, sportami, kolejnymi wyzwaniami itp.
A wszystko za sprawą jednego małego testu, który o 4:00 nad ranem uparcie pokazywał dwie czerwone kreski i wcale nie chciał się inaczej zachować.
PRZECIEŻ TO NIEMOŻLIWE !!!
Przynajmniej tak twierdzili dotychczas lekarze i moje 39-letnie doświadczenie życiowe …
Żeby lepiej zrozumieć ogrom mojego zaskoczenia należy się trochę retrospekcji:
Ø gdzieś pod koniec szkoły podstawowej zaczęłam mieć problemy „kobiece” a dokładnie zaburzenia miesiączkowania, co skończyło się częstymi wizytami u lekarza i zastrzykami wywołującymi krwawienia. Lekarze diagnozowali jakąś torbiel, cystę albo coś podobnego co się nadaje do wycięcia ale ze względu na młody wiek zabieg został odsunięty w czasie na rzecz innych medykamentów.
Ø Na początku liceum trafiłam do szpitala z ostrym bólem podbrzusza – leczono mnie na nerki, ale mam ciężkie podejrzenie, ze to były jednak sprawy kobiece,
Ø Kolejne kilka lat to wizyty u lekarzy, wywoływanie miesiączek, leki, zabiegi itp. Wraz z kolejnymi diagnozami i domniemaniami. Teraz winien był sport i moja niska waga (około 45 kg).
Ø Po uzyskaniu pełnoletniości stwierdziłam, że brak okresu (całkowity) to nawet fajna sprawa – znikało całkiem sporo ograniczeń, więc dlaczego mam się męczyć żeby się potem bardziej męczyć. Lekarze, badania, leki poszły w odstawkę i życie zaczęło być piękne :)
Ø Kolejna wizyta u ginekologa nastąpiła po … hmmmmmmmm, ciężko określić ale prawie 8-śmiu latach przerwy … tuż przed pierwszym ślubem (który brałam jako 28-letnia kobietka ).
Ø Wtedy to lekarz zdiagnozował zespół policystycznych jajników – spowodowane przez „Nadmierne wytwarzanie męskich hormonów płciowych”. Nie powiem, te męskie hormony całkiem fajnie potrafią pomóc w życiu – a większość psychotestów kończyła się stwierdzeniem – ja przecież facet jestem, tak myślę, działam i się zachowuję.
I to tyle, od tamtej pory żyłam w błogim przeświadczeniu, że naturalną drogą raczej w ciąże nie uda mi się zajść. Przeświadczenie to było wzmacniane empirycznie – z pierwszym mężem staraliśmy się o dziecko, miałam nawet krótki romans z kliniką leczenia niepłodności ale skończyło się szybciej niż zaczęło. Przy moim charakterku i temperamencie kolejne faszerowanie hormonami skończyłoby się tym, że otoczenie całkowicie przestałoby tolerować moją obecność.
Do tego mój instynkt macierzyński pełzał gdzieś w okolicy zera i kompletnie nie dawał znaków życia, więc reasumując wszelkie próby leczenia i zajścia w ciążę były kompletnie poza kręgiem moich zainteresowań.
Teraz może mój stan ducha po ujrzeniu dwóch kresek na teście ciążowym jest łatwiej zrozumieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz